Wrzesień od zawsze kojarzy się ze szkołą. Dziś dzieci wracają do nowych budynków, pełnych kolorowych klas i komputerów, ale sto lat temu wyglądało to zupełnie inaczej. Warto przypomnieć sobie, jak wyglądały początki szkolnictwa w naszym mieście.
Pierwszy, ważny krok miał miejsce jeszcze w XIX wieku. W marcu 1834 r. Zgierz otrzymał pierwszy własny, miejski budynek szkolny przy ulicy Strykowskiej (dzisiejsza ul. 3 Maja 20). Budynek stoi do dziś i jest świadkiem początków zgierskiej oświaty.
Na początku XX w. sytuacja nie była łatwa. Szkoły elementarne w Zgierzu, jeszcze pod rządami caratu, nie cieszyły się popularnością – były narzędziem rusyfikacji, a dzieci polskie rzadko tam trafiały. W 1913 r. w Zgierzu uczyło się zaledwie 1220 uczniów, czyli mniej niż połowa wszystkich dzieci w wieku szkolnym. Nauczycieli było tylko 23. Trudno sobie wyobrazić, jak wyglądały lekcje w tak przepełnionych izbach.
Pierwsze prawdziwe zmiany przyniósł dopiero czas I wojny światowej. Szkoły zaczęły stawać się bardziej polskie, a dzieci, które wcześniej pracowały w fabrykach, mogły wreszcie usiąść w szkolnych ławkach. W 1917 r. w Zgierzu działało już 7 szkół powszechnych, do których chodziło ponad 2000 uczniów. Na jednego nauczyciela przypadało średnio 52 uczniów – dużo, ale i tak lepiej niż w wielu okolicznych gminach. Dla porównania, w gminie Aleksandrów na jednego nauczyciela przypadało wówczas 78 uczniów, a w Ozorkowie – aż 85. Pokazuje to, że choć sytuacja w Zgierzu była trudna, to i tak wypadaliśmy lepiej niż sąsiednie ośrodki.
Przełomem okazał się dekret Józefa Piłsudskiego z 7 lutego 1919 r. wprowadzający obowiązek szkolny dla dzieci w wieku od 7 do 14 lat. To był ogromny krok – od tego momentu każde dziecko miało prawo i obowiązek uczyć się. Dla Zgierza oznaczało to konieczność przygotowania większej liczby miejsc w szkołach, zatrudnienia nowych nauczycieli i stworzenia lepszych warunków do nauki. Urzędnicy miejscy poradzili sobie z tym wyzwaniem bardzo dobrze – już wkrótce tylko nieliczne dzieci nie uczęszczały do szkół, a rodziców, którzy nie posyłali swoich pociech do placówek, opisywano w artykułach w miejskiej gazecie.
W okresie międzywojennym zgierskie szkoły rozwijały się i każda z nich miała swoją specyfikę.
Publiczna Szkoła Powszechna (PSP) nr 1, początkowo żeńska, z czasem stała się największą męską szkołą w mieście i nosiła imię Adolfa Pawińskiego – wybitnego historyka urodzonego w Zgierzu. W kronikach szkolnych zachowały się opisy wizyt wycieczek, uroczystości poświęcenia sztandaru czy odsłonięcia płaskorzeźby Piłsudskiego w sali gimnastycznej. Szkoła żyła nie tylko nauką, ale też wydarzeniami ważnymi dla całej społeczności.
Z kolei Publiczna Szkoła Powszechna nr 2 imienia Marii Konopnickiej była szkołą żeńską. Jej kierowniczki – Zofia Krauze-Widmańska i później Genowefa Mertowa – dbały nie tylko o naukę, ale też o zdrowie i wychowanie dziewcząt. Nauczycielki przypominały o gimnastyce śródlekcyjnej i propagowały higieniczny tryb życia. Uczennice angażowały się w samorząd szkolny i akcje dobroczynne.
Jedną z najciekawszych inicjatyw w zgierskich szkołach było stworzenie przez Jana Sikorskiego w PSP nr 3 tzw. "Republiki Przybyłowskiej". Była to miniaturowa wersja państwa, w której uczniowie uczyli się demokracji, wybierali swoje władze i dbali o porządek. To wyjątkowy przykład nowoczesnego podejścia do wychowania obywatelskiego w tamtym czasie.
Nie można zapomnieć też o PSP nr 4, zwanej "Szkołą Niepokoja" – od nazwiska jej kierownika Jana Niepokoja, byłego legionisty i społecznika. Pod jego kierownictwem szkoła została rozbudowana, wyposażona w nową salę gimnastyczną i stała się ważnym miejscem wychowania w duchu patriotyzmu i pamięci o Józefie Piłsudskim.
Swoje miejsce miała też szkoła z niemieckim językiem nauczania – PSP nr 5, zwana "ewangelicką", oraz "siódemka", która początkowo była szkołą dla dzieci chorych na jaglicę.
Były także Seminaria Nauczycielskie, które kształciły przyszłych pedagogów, a w Zgierzu prowadziła je dr Stefania Kuropatwińska, dbając o wysoki poziom kształcenia.
Dziś trudno nam sobie wyobrazić, że zgierskie szkoły często mieściły się w ciasnych, wynajętych lokalach, a ławki czy tablice były luksusem. A jednak to właśnie wtedy budowano podstawy systemu oświaty, który pozwolił kolejnym pokoleniom zgierskich dzieci uczyć się, rozwijać i zdobywać wiedzę.
MACIEJ RUBACHA
Źródło: "Zgierz - moja przestrzeń" Nr 8/2025

